Pierre Bonnard
KAZIMIERZ
DZIADOSZ
Jesteśmy
Jesteśmy
igraszką słonecznego lata,
Promieniem
słońca i kroplą rosy,
Wysączonej
z lat niepewności i
nadziei,
Naszych
bezsłonecznych dni,
Podążam
za Tobą
Pamięcią
każdego słowa i gestu,
Każdego
kwiatu w Twoich dłoniach,
I
śladu uległej trawy...
Każdego
bolesnego milczenia.
I
jak na lotnych piaskach naszych dni,
Boję
się zagubić słoneczne godziny,
Czas,
który nas stworzył,
Czy
tylko odnalazł?
Czas,
który dał kropli rosy
Złoty
promień
Z
nadzieją na
Spełnienie......
Jesień
Jesień
strumieniem złotych liści
płynie
przez ścieżki,
gdzie
ślady nasze zostały w zieleni traw,
ogrzanych
ciepłem Twego ciała,
Gdzie
słonce tkało pośród naszych cieni
dywan
miłości,
gdzie
miłość cała
była
słońcem naszym, naszych oczu blaskiem,
żyła
życiem łąk kwietnych,
rozśpiewanym
lasem,
czułością
dłoni naszych
i
zapamiętaniem....
Dziś
te obrazy noszę pod powieką
i
z wiarą serca, że jesień, co płynie
przez
ciche pola pozłacaną rzeką,
powróci
czasem zieleni i słońca.
I
będą znowu dla nas grały trawy,
wpłyniemy
znowu w uścisku swych dłoni
w
pola rumianków i drogę słoneczną,
która
nie będzie miała końca.
Jesień
już płynie,
a
w nas tyle słońca......
Jesteś
Jesteś...
Mój
horyzont z lasu Twoich rzęs,
Słońca
Twego uśmiechu,
Ciepła
Twego serca
Jesteś
moim celem
Zagubionej
drogi.
Jesteś
-
Moje
dni świtem i zachodem
Spięte
Twoim obrazem,
Biegną
kalendarzem
Naszych
spotkań,
Mojego
czekania.
Jesteś
-
Każda
chwila oddalenia
to
jakby życie odłożyć
na
czas jego spełnienia
w
Twoim ogrodzie marzeń rozkwitłych.....
Moje
drogi i bezdroża
zbiegają
się w Tobie -
Przemierzam
je codzienną tęsknotą.
Jesteś
-
Mój
ułożony świat, który rozsypał się
w
miliony chwil
zbieram
i układam w nową drogę....
do
Ciebie.
Jesteś
-
Stworzony
przez Ciebie
jestem
przez Twoje istnienie...
Bądź...
Bądź
moim słońcem
Bądź
dla siebie i dla mnie....
Bądź
dla nas....
Bądź!
KAZIMIERZ DZIADOSZ
***
ROMAN CZARNECKI
TY
Tak
trudno nie myśleć, bo przecież jesteś.
Tak trudno nie
uśmiechać się, bo przecież myślę.
Tak trudno być cicho, bo
przecież serce woła.
Tak trudno nie tęsknić, bo przecież
dalekaś taka.
Jesteś
myślami w kolorach, o barwach radosnych,
Jesteś radością
niebieską, w kolorze nieba i chmurek.
Jesteś mgłą która do
ciała przywiera, a niewidoczna,
Jesteś zielenią trawiastych
łąk, pełnych kwiatów polnych.
Nawet
nie wiesz, że jesteś tym wszystkim,
Nawet nie wiesz, żeś
radości przyczyną.
Nawet nie wiesz, żeś nazwana wszystkim co
piękne.
Nawet nie wiesz, że dla ciebie inni żyć chcą.
Zielona
Góra, dnia 29.10.2018 r
JEJ MALOWANIE
Z głową pełną barw i pełna niewiary w siebie,
Zamyślona z pustką w duszy, przed paletą siadła.
W drobnej dłoni pędzel w bezruchu zastygł,
Zamglone oczy utkwiła w dali, której nikt nie dostrzega.
Nagle ruch pędzla kwiatem zakwita.
Szaleństwo łąki paletę pokrywa.
Błyski w oczach i radość na ustach,
Serce przyspiesza, a dusza na wolność się rwie.
Czekałaś nieświadoma na tę chwilę, jak na powietrze.
Barwę ciszy jednym ruchem w radość przemieniasz.
Całą sobą, szczęście i trud malowania wyrażasz.
Nagle twoje malowanie poezją barw zakwita.
MASZ SZANSĘ
Nie mówić nic, to milczeć o wszystkim.
To milczący krzyk, to łzy, które nie mogą płynąć po policzkach.
To radość smutna, to szczęście nieszczęśliwe.
A jednak radość, choć cicha to godna zazdrości.
Nie będzie czekał na nas czas, życie jedno nam dane.
Możesz przesiedzieć, przegapić, nie chwycić tej szansy.
Zapytasz kiedyś samego siebie, po co to życie było ?
Możesz ziarenko szansy rozdeptać, możesz jednak je zasiać.
Nie wierzysz, ale pytanie powróci, co z daną Ci szansą ?
I co powiesz sam sobie ? Co czujesz, co masz ?
Życie zaskakuje, ale pozwala wybierać. Masz szansę !
Nie zmarnuj, nie rozdepcz. Drugiej może już nie być…!
TANIEC
Otaczał nas gwar rozmów,
Jak szum morza słyszany z brzegu.
Kiedy nagle – przez salę dźwięk przeszedł,
jak rwąca fala morskiej wody.
I znowu, najpierw ostrożnie,
Jakby dla próby. Potem gwałtownie i głośno.
I jak wielka fala wody, ten dźwięk na parkiet
Porywać zaczął pary siedzące.
Kolejnych gości spychać zaczął do tańca.
Delikatne dźwięki instrumentów
Przetaczały się po parkiecie.
Tańczących ogarnęła wszechobecna już muzyka.
Tańczące pary, wiele różnych par.
Jedne wpatrzone w siebie,
Inne, obojętnie wodzące wzrokiem po sali.
I tych dwoje – patrzących tylko na siebie.
On wpatrzony w nią, jak w cud natury,
Ona z miną radosną, ale zakłopotaną.
Nie widzą nikogo. Tańczą tylko dla siebie
Ten taniec niewypowiedzianych uczuć.
Ona z tajemniczym uśmiechem na ustach
I czułym spojrzeniem, którym go darzy.
On pełen nadziei, uczucie tańcowi powierzył,
Jak niosącej ratunek szalupie.
Jej filigranowa sylwetka zdaje się nie tańczyć,
A płynąć na falach czarodziejskiej muzyki.
On wpatrzony w jej oczy, jakby szukający ratunku.
Zdaje się być jej łodzią i sterem zarazem.
Nagle, tańczące wokół pary zatrzymują się,
Jak żaglówki pozbawione wiatru.
Cichnie muzyka, stopniowo, powoli,
Jak cofająca się z brzegu morska fala.
Na parkiecie, jak na pustej plaży,
Tylko tych dwoje zaskoczonych ciszą.
Wolno, ale nieubłaganie odprowadza ją
Do obcego mu stolika.
Jego twarz, jak książka, z której wyczytać można
I radość wielką, i smutek ogromny na przemian.
Ona zakłopotana, już bez radości,
Tylko tym czułym spojrzeniem nadzieję mu pozostawia.
STAŃ
I POSŁUCHAJ
Słyszysz
? Ptaki usnęły już.
Cisza
przywiera do naszych ciał.
Lekki
szum wiatru, który w liście wpadł.
Słyszysz
? Nasze serca się budzą.
Cisza
osiada na nas kroplami mgły.
Lekki
wiatr szarpie twoją sukienkę.
Słyszysz
? Nasze oddechy przyspieszyły.
Cisza
mrokiem do nas dociera.
Lekki
dotyk ciemności dreszczem przechodzi.
Słyszysz
? Serca nasze młotami brzmią.
Cisza
spragnione dłonie nam splata.
Lekki
zamęt się wkradł. Czy to już …?
RADOŚĆ
Jest
radość, której wypowiedzieć się nie da.
Nie
jest wielka, hałaśliwa, rzucająca się w oczy.
To
radość, która jak śnieg w bezwietrzną noc osiada na ziemi.
To
ona osiada na sercu i bierze cię w posiadanie.
Ta
radość powoduje, że uśmiechem obdarowujesz
wszystkich
wokół.
I
kto jest przyczyną tego ? No kto
„M
A R I O N E T K I
Marionetki,
marionetki, przytakują, nadskakują,
Dla
zaszczytów, dla kariery, godzą się na każde zło.
Swemu
panu, albo pani w oczy patrzą, nic nie mówią.
Są,
jak pieski, mierne, bierna ale wierne im.
Marionetki,
marionetki, brak odwagi cechą ich.
Dla
zaszczytów, dla orderów nie chcą wcale prawdy znać.
Przytakują
bezrozumnie, ale zawsze, zawsze stadnie,
Z
tą nadzieją, że im znowu skapnie coś.
Marionetki,
marionetki, nie potrafią myśleć same,
Każde
słowo z ust spijają swemu panu, albo pani,
Nawet
gdyby tamci chcieli bzdury pleść.
Tworzą
dworek, zawsze razem, zawsze w grupie.
Marionetki,
marionetki, przytakują, nadskakują, taka rola ich.
Pan
tchórzliwym typkiem jest, przygnieciony kompleksami.
Sam
jest niczym, nic nie znaczy, potrzebuje taki dwór.
Otoczony
klakierami musi być, bo inaczej nie potrafi już.
Marionetki,
marionetki, dworem swego pana, albo pani są.
Chodzą
stadnie, swego pana, albo pani śledząc każdy krok.
Wzrok
wpatrzony, kark zgarbiony, kiedy pan, lub pani daje głos.
Wystraszeni,
zagubieni, ale zawsze czujni by podlizać się.
Marionetki,
marionetki, wysyp mamy duży ich.
Wokół
plenią się jak chwasty, często plagą stają się.
Nie
chcą myśleć, nie chcą mówić, wolą w cieniu być.
W
cieniu pana, lub swej pani przeżywają uniesienia.
Marionetki,
marionetki, wszędzie pełno ich, przytakują, nadskakują.
Znamy
wiele marionetek, one chlubą swego pana lub swej pani są.
Stań
na chwilę, popatrz wokół, może marionetką zostać chcesz ?
Marionetki,
marionetki, czy są także pośród nas ?
WARTO
Po cóż mi oczy, skoro zobaczyć nie mogę…?
Po cóż mi uszy, skoro usłyszeć nie mogę…?
Po cóż mi dłonie, skoro dotykać nie mogę…?
Po cóż mi serce, skoro bić nie ma dla kogo…?
Po cóż telefon, skoro dzwonić nie mogę…?
Po cóż mi pióro, skoro pisać nie mogę…?
Po cóż list pisać, skoro nikt go czytać nie będzie…?
Po cóż to wszystko, skoro nie ma dla kogo…?
Po cóż nadzieja ? Bo ostatnia umiera !
Po cóż marzenia ? By spełniać się mogły !
A więc jesteś wśród tłumów, a więc szukać cię trzeba... !
Może przeczytasz i zadrży ci serce, i łzę może uronisz…?
ZAMYŚLENIE
Twoje miasto mrok zaczyna brać w swoje władanie.
Osiada wszędzie.
Na dachach domów, w konarach drzew.
Smutne latarnie stoją w oczekiwaniu na światło.
Stoisz w pokoju, zapatrzona w okno niewidzącym wzrokiem.
Jesteś myślami daleko, tam gdzie wzrok nie dociera.
Co Cię tak bawi, skąd uśmiech ten ledwo widoczny ?
Nagle czujesz, jak dłonie ciemności oplatają Twoje ciało.
Czujesz, jak myśl wywołuje wszechogarniający Cię dreszcz.
Bronisz się przed powrotem z dalekiego zamyślenia.
Nie chcesz wrócić na ziemię, a jednak musisz, wszyscy wracamy.
Nie martw się, jutro zmrok też zawładnie twoim miastem.
I znowu staniesz z niewidzącym wzrokiem, zapatrzona w okno…
UŚMIECH
Kiedy myśl błądzić zaczyna wokół ciebie,
Czuję, jak uśmiech na twarzy się pojawia.
Nawet nie wiesz, żeś przyczyną tej radości,
Lubię, kiedy baraszkujesz w kącikach moich ust.
Jesteś jak motyl barwami tkany,
Który ufnie na dłoni mi siada,
A skrzydła muskając, uśmiech wywołują.
I znowu baraszkujesz w kącikach moich ust. ROMAN CZARNECKI
***
WITOLD STANKIEWICZ
Kiedy
zamknęły się za Tobą drzwi,
z tym szczękiem cichym, takim
metalicznym,
wraz z nim odeszło w przeszłość słowo -
My,
skrywając kroków odgłos w gwar uliczny.
Dotarło
do mnie wówczas, że ten dźwięk
był taki krótki, ale...
ostateczny,
niczym zranionych uczuć jęk,
gdy los bieg nagle
zechce wrzucić wsteczny.
Krzyknęły
- goń ją, bo ona nie wróci,
lecz rozum szarpał myśli
wodze
i... sam ze sobą durny mózg się kłócił,
łaknąc i
bojąc się zarazem, niczym złodziej.
Duma,
egoizm jednak zwyciężyły,
siejąc nasiona bólu długo jakże
wokół.
Wielekroć potem o tym jednak śniły
że znów
usłyszą odgłos znanych kroków,
tych
upragnionych, tych z przeszłości,
których się nie da zawrócić,
niestety!
Żałując utraconej tak głupio miłości -
drzwi
uchylonych kiedyś do serca kobiety.
Skrzydła
z odzysku...
Między
kroplami słonawego deszczu
i w lepkim chłodzie nieufności mgły
trzepocą trwożnie, by przetrwać w powietrzu,
wznieść
się, choć chwilę, z ja do my.
Błądzą,
szamocąc, wciąż szalone,
dopóki w nich nadzieja jakaś trwa,
by w końcu sensu brakiem poranione
upaść ponownie w smutek
ja.
Miłość...
Jedno
spojrzenie
a... już wszystko jasne
i, na sam widok, serca
dziwne drżenie.
Jakby mu było w piersi coraz ciaśniej;
jakby
się chciało wyrywać z niej do lotu.
Nie baczy na nic,
kpi
sobie z kłopotów.
Dla jednej chwili,
tej z
nią/nim,
gotowe
natychmiast i do końca
oddać
siebie,
stracić głowę.
Nadać….
Nadać
sens życiu!-
oto jest zadanie,
które przerasta możliwości
wielu,
przez co zmieniają je w egzystowanie,
kreując
zapomnienie na substytut celu.
Tak brną w ułudę, choć na
godzin kilka,
byleby tylko zgłuszyć ból, cierpienie.
Tyle
jest warta pseudo-szczęścia chwilka
pozwalająca przedłużać
istnienie,
ze świadomością,
że… lepszy jest niebyt.
A
przecież robią to
właściwie
żeby…