poniedziałek, 18 lutego 2019

5. ADRIANA WITKOWSKA - wiersze i opowiadania


5. Adriana Witkowska














List
Wysyłam do Was
Dwa wiersze
By zagościły
W Waszych sercach
Na chwilę
Tak osobiste
Bo spadło na nie
Kilka łez i miłością
Zakręciło..
To jest moje
Też Wasze dziedzictwo
To co ja i my wyznajemy
Nasze dziś i jutro
Dowód naszego tu istnienia
Mój i Wasz trud
Moje zamyślenia
Radość że jesteście
Ze mną i we mnie
Dziękuję i za to Was cenię.....                               Adriana Witkowska- swym dzieciom
**
List do córki
Kolejny Twój wyjazd
Te nasze wstydliwe spojrzenia
To już pożegnanie?
Tak pragnę by było
Jak kiedyś
Gdy byłaś mała
Tak Cię całowałam...
A tu trzeba być dzielną
Mówię więc – wychodzę muszę..
Jakbym ja była gościem
Może tak będzie łatwiej..
Zostanę więc sama
Z różową bluzeczką
Jak z mym amuletem
Będę czekała...                                       Adriana Witkowska - dla swej córki Iwonki

Dom
Chcę domu
Dla nich
Mądrego ich mądrością
Domu z duszą
Mych dzieci
Trwałego ich miłością
By pomieściły się w nim
Wszystkie ich marzenia
Mocnego jak oni
Powstałego ich determinacją
Z dźwiganych na plecach
Cegieł i wapna
Białego jak panna młoda
Z oczami pełnymi szczęścia
Domu z przewagą dobra nad złem
Pragnę tego ich spełnienia... Adriana Witkowska - swoim dzieciom
**
Ojciec
Miał twarde zasady
W życiu
Cieszyć się rodziną
Przytulać swoje
Trzy kobiety
Nie zdejmować
Z serdecznego palca sygnetu
Mieć uśmiech na twarzy
Bez względu na
Co się wydarzy...
Umierać dla ojczyzny..
Czekać w obozie
Modlić się o powrót
Przez długie lata
Wrócić bez wiary
W ludzi i w Boga
Pracować dla idei i chleba
Do nocy, bo tak trzeba
Budować z tego wszystkiego
Nasz nowy dom.. z uśmiechem....   Adriana Witkowska-  mojemu ojcu



Optymistyczna refleksja             



Skąd nagle ta siła

Tak radośnie kroczę...

Coś we mnie wstąpiło

Może to słońca moce.....

Od tej jednej chwili

Nawet nie słyszę

Wiosennego wiatru

Co w mych oknach kwili
Straszy i latarnią miota
Myśli me i ludzie
Uskrzydleni wiosną
Nieśmiało a jednak
Swe głowy
Z nadzieją podnoszą
Ja chętna więc przyjąć
Wszystkie dary losu , czekam...
Oby już przyszła
Nie zmroziła owoce..
Dała to wszystko
Co nam zwykle
Na wiosnę potrzeba
Ta wiosna.....


Skrzydlate wspomnienie

Z głębi świadomości
Razem z falą morza
Wylały się me wspomnienia
Niczym mewy swymi skrzydłami
Poruszyły najgłębsze struny pamięci
W świetle poranka
W miękkości piasku
Przesiewam swą młodość
Pierwsze zauroczenia
Ulotne chwile
Bezpowrotnie uciekające
Razem z odpływem morza..
Znajduję muszelki pamięci
Odtwarzam chwile....


Kocia miłość                                               

Na miłosnej
Karuzeli
Zakochana w kocie
Zapatrzona
W jego spojrzeniu
Zapomniała
O swoim kobiecym
Przeznaczeniu
Pieściła
Głaskała czułymi słowy
A czas przeminął
Dla białogłowy
Została wdową
Po kocie niecnocie
Samotna
Co miała kota
Na punkcie kota...


Wyśpiewać swe życie...Wiersz dla Mirosławy Branickiej- Polarczyk

Dziewczyno
W czerwonej sukience
Z sercem gorącym
Jak słońce
Czy wiesz,że w ten
Dzień zimowy
Zawładnęłaś
Mym życiem
Niechcący?
Wróciły moje wspomnienia
Szalonych młodością dni
Rzuciłaś nam czary w piosence..
Stopiłaś na rzece kry...
Rozgrzałaś na nowo serca
Spełniłaś swe sny..
Wyśpiewać swe życie
W piosence
Żyć z nią na ,,ty”
Żyć coraz piękniej i piękniej....
Dziewczyno w czerwonej sukience
To Ty!.....


Czar chwili



Zapamiętać tę chwilę

Wyścieloną słońcem

Pachnącą pieszczotą lata

Ciepłą przyjaznym wiatrem
Falującym na naszych ciałach
Złoconą uczuciem
Odbitym od horyzontu
Naszych pragnień...


Kanikuła



Jest lato

Z gorączką uczuć

Słoneczna eksplozja
Ukrywanych myśli
Zaborcza kanikuła
A serce me woła
Chcę jeszcze
Do drugiego się
Serca przytulić
Rozkołysać się
Jak drzewo na wietrze
Posłuchać jak mówi
Jeszcze, jeszcze....


Pęknięta szklanka



Nasze życie jak

Pęknięta szklanka

Nie zapełni się

Nektarem życia

Nie da się złożyć
Okruchów szkła
Które ranią
Zresztą los
Układa nam karty
Nie wróci już ten czas
Nie znajdziemy tego miejsca
Tego miejsca
Już nie ma...




Nasz los



Niezwykłość dnia

Niuanse każdej chwili

Nasz chleb powszedni

Los co kwili

Opadający liść

Ostatni akord
Rapsodii pianisty
Gdy wybrzmiał
Z rana
Odchodzący
W mrok człowiek
Ta myśl
Dręcząca
Ciągle taka
Sama....

ADRIANA WITKOWSKA



Babę zesłał Bóg...



Z koncertu z okazji 25 – lecia kabaretu ,,Monte Verde” wróciłam zauroczona i napisałam wiersz pt. ,,Wyśpiewać swe życie”. W ten zimny lutowy wieczór nasze serca roziskrzyły bowiem piosenki. Wszystkie one śpiewały nam o naszym życiu....Przy okazji wielu rocznic i koncertów, wykonawcy udowodnili , że ich obecność na scenie jest nam słuchaczom UTW wielce potrzebna. W swych coraz to innych programach, rozbawiali nas ciętym dowcipem i piosenką. Tym razem program nosił tytuł ,,Co nam w duszy gra”. Mnie szczególnie zagrało, jeśli zaraz napisałam wiersz..

Wspominać będziemy ciepły głos Bożenki Rudkiewicz, jej oraz poszczególnych słuchaczy , pełne dowcipu role, skecze oraz piosenki...

Jednak ja napiszę i dedykuję ten mój komentarz kobiecie ,,orkiestrze”, Mirosławie Branickiej- Polarczyk. Przy wielu występach ,,Śpiewnika Uniwersyteckiego”, widzieliśmy Mirkę na scenie, sprawnie dyrygującą grupą oddanych piosence słuchaczy. Tym razem obserwowałam ją dokładnie i doszłam do wniosku, że pracę jaką wykonała w przygotowanie zespołu, to właśnie jej ogromny sukces. Umiejętnie w sposób tylko wykonawcom wiadomy, za pomocą umówionych znaków, kierowała machiną jaką był ten występ. Poruszała się lekko i zwiewnie , jakby to dyrygowanie nie sprawiało jej żadnego wysiłku. Była raz na scenie, raz poza nią, śpiewała i do tego jeszcze akompaniowała wszystkim wykonawcom. Ubrana w zwiewną czerwoną sukienkę niczym obłok, była centrum zainteresowania wielbicieli jej talentu. Jak wielkim nakładem pracy osiągnęła ten sukces , można się tylko domyśleć... Jeśli chciałabym określić te moje odczucia z występu Mirosławy, to wielkie oczarowanie jej osobowością, umiejętnościami, pracowitością oraz pięknością duszy...

Bo naprawdę babę zesłał Bóg - bo cóż innego stworzyć mógł ?



Ps. Koncert ten odbył się w gościnnych progach Teatru Lubuskiego w Zielonej Górze 4 lutego 2019 roku- reżyseria Elżbieta Donimirska, scenariusz- Bożena Rudkiewicz, opracowanie muzyczne – Mirosława Branicka – Polarczyk .



Adriana Witkowska



Nieplanowane z życia wzięte niespodzianki
czyli zerwane ścięgno Achillesa!....

Niespodzianka miała być, a jakże-miała przyjechać córka z Anglii i przyjechała-okazuje się z pomocą! Zaplanowałyśmy wyjazd do rodziny do Turku na święta i był, ale z ,,małymi” przeszkodami. Wszystko to się udało, ale ile sił kosztowało-to zaplanowane i n i e z a p l a n o w a n e lepiej nie mówić. Pragnę dodać kilka refleksji do tematu dotyczącego –co życie nam czasem ofiarowuje, bez względu na nasze zamiary. Choć nie jestem z wami ,,fizycznie”, ale nie chcąc ,,wypaść” z toku zajęć, a temat jest wielce interesujący, zabieram głos. Ciekawy temat, bo przecież każdy z nas chce ,,urządzić” swoje życie jak mieszkanko, na swój tylko sposób, by poczuć się w nim komfortowo. Przyszłość jawi się nam jak wielka niewiadoma i tak do końca nie wiemy czym nas może zaskoczyć. Przeważnie zaskakuje, gdy się tego nie spodziewamy, lub właśnie zaplanujemy. Właśnie wtedy dzieją się jakieś nierealne nieplanowane zjawiska. Mam tę świadomość dziś bardzo znaczącą, leżąc z nogą uniesioną wysoko w górę (bo tak zaleca medycyna). Tak wypaść z orbity swoich możliwości ruchowych i poruszać się jak manekin, którego ludzie ubierają i rozbierają ...Ale, ale, ja ze swoim poczuciem optymizmu- walczę-chwytam za kule i już chodzę, mimo chwilowego zniewolenia i strachu. Mam plan- c h o d z i ć i inaczej jak kiedyś spostrzegać swoje możliwości ruchowe. Jednak nie rezygnuję z wyjazdu na święta, daję się wepchnąć do samochodu i leżąc na dwóch tylnych siedzeniach z nogami na klatce z kotkiem z uniesionymi nogami, jadę na święta, by tam zrelaksować swoje nadszarpnięte nerwy. Ta niespodziewana historia, uczy mnie i tym podobne szybkie osoby o ,,określonym” wieku- nie spieszyć się i jeszcze do tego czytać horoskopy, bo gdybym przeczytała ubiegłoroczny horoskop, to dowiedziałabym się, że w grudniu nie leć do telefonu , bo możesz już nie wstać na własne nogi. Zaglądnęłam więc do horoskopu na 2017 rok i dowiedziałam się, że moja przyszłość jest podporządkowana księżycowi, że cenię sobie spokój (o tak!) że będę idealizować świat (o nie!), że dzięki przyjaciołom wzbogacę się duchowo i że mam uważać na mój słaby punkt –stawy. Dalej, że każdej planecie patronuje kwiat, a moim kwiatem jest piwonia. To się dziwnie zgadza, bo u koleżanki Ani w ogródku zawłaszczyłam sobie prawo do ich pielęgnacji i kocham je tak jak Was...z pozdrowieniami



Adriana Witkowska



Taki zwyczajny dzień

Taki dzień, o którym nic jeszcze nie wiesz jaki będzie... Może przecież doprowadzić cię do ekstazy, a może sponiewierać, lub dużo nauczyć. To był na sto procent właśnie taki dzień, a w dodatku pełen słońca. Gdy coś zaczynało się gmatwać, pogoda to naprawiała. Rankiem ,,poleciałam’’ do banku, by z bólem w sercu wpłacić na konto wspólnoty dużą zaległą sumę i z pustym portfelem wracałam przygnębiona do domu. Skwitowałam to krótko-,,oni tak potrafią” –na obronę własnej głupoty. W domu czekała wiadomość od Ewy-wysłałam ci artykuł o tobie. Niestety był w programie, który się nie otworzył. Pomyślałam, co też ta Ewa mogła o mnie napisać- tyle ,,wszystkiego” się przecież w życiu działo! Jakie tajemnice o mnie chce wyjawić... Wiem , że w pocie czoła go pisała. Nawet ścigała mnie telefonem, gdy byłam na cmentarzu z pytaniem- ,,Ada, a w którym roku byłaś na Festiwalu w Warszawie, to ty już jesteś taka stara?” Tak, tak, Ewuniu, taka stara-odpowiadam. Pomyślałam, biedna pisze nawet w niedzielę, bez odpoczynku... niech już napisze wreszcie, bo wpadnie prze zemnie w nerwy. Za chwilę, wychodzę z domu na uroczystość z okazji 71 rocznicy Powrotu Zielonej Góry do Macierzy. Co roku młodzież naszego grodu, składa hołd, przed Ratuszem pionierom miasta. Może to aktywne życie i praca dla pokolenia, tak owocuje naszą pionierów żywotnością. Wracam usatysfakcjonowana do domu, a tu wiadomość od Barbary Konarskiej, ,,dobre opowiadanie”, napisałaś...znowu radość z tego faktu. Za chwilę uświadamiam sobie, że dziś właśnie jest moja wizyta u lekarza, na którą czekałam 5 miesięcy tzw rezonans magnetyczny. Czytam więc, że jeszcze przed badaniem należy zrobić badanie. Lecę więc na łeb i szyję, do ambulatorium, a tam kolejka jak się patrzy...co zrobić? –zostaje już tylko dwie godziny do badania... a chłop,,żywemu nie przepuści”, więc czekam... W efekcie po godzinie mam wszystko i z wynikiem jadę taksówką do lekarza. Jest nas w poczekalni tylko 6 osób, ale na każdą osobę lekarz przeznacza pół godziny. Szybko obliczam trzy godziny czekania... Trochę jeszcze się to przedłużyło, ale jest nadzieja. Ludzie wychodzą po rezonansie z tajemniczymi twarzami, jakaś kobieta spłakana z wenflonem w ręce...co to będzie ze mną się działo - myślę... Zapowiada się fajny wieczór z maszyną... Wreszcie proszą, bardzo uprzejmie, przebierają w zielony szlafroczek i tak przystrojoną wsuwają do tunelu. Słyszę jeszcze głos-proszę zamknąć oczy a za chwilę otworzyć-ale już nie otwieram nie chcę nic widzieć. ..Nagle zaczynają się różne hałasy, jakby samochód przejechał mi po głowie, za chwilę start samolotu i jeszcze strzelanie...czuję jednak że żyję, więc jednak nie zabili? Z uśmiechem na ustach wyjeżdżam z tunelu jak zwycięzca na rydwanie, a lekarz dopytuje-no widzi pani, nic się nie stało, a wynik pocztą do domu. Wyskakuję z tego pojazdu i lecę do domu, by kontemplować ciszę w domu i atrakcyjność tego niezwykłego dnia. Szczegółowy wniosek z tego dnia to-czytaj uważnie urzędowe pisma!



Adriana Witkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz