5. Adriana Witkowska
List
Wysyłam
do Was
Dwa
wiersze
By
zagościły
W
Waszych sercach
Na
chwilę
Tak
osobiste
Bo
spadło na nie
Kilka
łez i miłością
Zakręciło..
To
jest moje
Też
Wasze dziedzictwo
To
co ja i my wyznajemy
Nasze
dziś i jutro
Dowód
naszego tu istnienia
Mój
i Wasz trud
Moje
zamyślenia
Radość
że jesteście
Ze
mną i we mnie
Dziękuję
i za to Was cenię..... Adriana Witkowska- swym dzieciom
**
List
do córki
Kolejny
Twój wyjazd
Te
nasze wstydliwe spojrzenia
To
już pożegnanie?
Tak
pragnę by było
Jak
kiedyś
Gdy
byłaś mała
Tak
Cię całowałam...
A
tu trzeba być dzielną
Mówię
więc – wychodzę muszę..
Jakbym
ja była gościem
Może
tak będzie łatwiej..
Zostanę
więc sama
Z
różową bluzeczką
Jak
z mym amuletem
Będę
czekała... Adriana Witkowska -
dla swej córki Iwonki
Dom
Chcę
domu
Dla
nich
Mądrego
ich mądrością
Domu
z duszą
Mych
dzieci
Trwałego
ich miłością
By
pomieściły się w nim
Wszystkie
ich marzenia
Mocnego
jak oni
Powstałego
ich determinacją
Z
dźwiganych na plecach
Cegieł
i wapna
Białego
jak panna młoda
Z oczami pełnymi szczęścia
Domu
z przewagą dobra nad złem
Pragnę
tego ich spełnienia...
Adriana Witkowska - swoim dzieciom
**
Ojciec
Miał
twarde zasady
W
życiu
Cieszyć
się rodziną
Przytulać
swoje
Trzy
kobiety
Nie
zdejmować
Z
serdecznego palca sygnetu
Mieć
uśmiech na twarzy
Bez
względu na
Co
się wydarzy...
Umierać
dla ojczyzny..
Czekać
w obozie
Modlić
się o powrót
Przez
długie lata
Wrócić
bez wiary
W
ludzi i w Boga
Pracować
dla idei i chleba
Do
nocy, bo tak trzeba
Budować
z tego wszystkiego
Nasz
nowy dom.. z uśmiechem.... Adriana
Witkowska- mojemu ojcu
Optymistyczna refleksja
Skąd
nagle ta siła
Tak
radośnie kroczę...
Coś
we mnie wstąpiło
Może
to słońca moce.....
Od
tej jednej chwili
Nawet
nie słyszę
Wiosennego
wiatru
Co
w mych oknach kwili
Straszy
i latarnią miota
Myśli
me i ludzie
Uskrzydleni
wiosną
Nieśmiało
a jednak
Swe
głowy
Z
nadzieją podnoszą
Ja
chętna więc przyjąć
Wszystkie
dary losu , czekam...
Oby
już przyszła
Nie
zmroziła owoce..
Dała
to wszystko
Co
nam zwykle
Na
wiosnę potrzeba
Ta
wiosna.....
Skrzydlate
wspomnienie
Z
głębi świadomości
Razem
z falą morza
Wylały
się me wspomnienia
Niczym
mewy swymi skrzydłami
Poruszyły
najgłębsze struny pamięci
W
świetle poranka
W
miękkości piasku
Przesiewam
swą młodość
Pierwsze
zauroczenia
Ulotne
chwile
Bezpowrotnie
uciekające
Razem
z odpływem morza..
Znajduję
muszelki pamięci
Odtwarzam
chwile....
Kocia miłość
Na
miłosnej
Karuzeli
Zakochana
w kocie
Zapatrzona
W
jego spojrzeniu
Zapomniała
O
swoim kobiecym
Przeznaczeniu
Pieściła
Głaskała
czułymi słowy
A
czas przeminął
Dla
białogłowy
Została
wdową
Po
kocie niecnocie
Samotna
Co
miała kota
Na
punkcie kota...
Wyśpiewać
swe życie...Wiersz
dla Mirosławy Branickiej- Polarczyk
Dziewczyno
W
czerwonej sukience
Z
sercem gorącym
Jak
słońce
Czy
wiesz,że w ten
Dzień
zimowy
Zawładnęłaś
Mym
życiem
Niechcący?
Wróciły
moje wspomnienia
Szalonych
młodością dni
Rzuciłaś
nam czary w piosence..
Stopiłaś
na rzece kry...
Rozgrzałaś
na nowo serca
Spełniłaś
swe sny..
Wyśpiewać
swe życie
W
piosence
Żyć
z nią na ,,ty”
Żyć
coraz piękniej i piękniej....
Dziewczyno
w czerwonej sukience
To
Ty!.....
Czar
chwili
Zapamiętać
tę chwilę
Wyścieloną
słońcem
Pachnącą
pieszczotą lata
Ciepłą
przyjaznym wiatrem
Falującym
na naszych ciałach
Złoconą
uczuciem
Odbitym
od horyzontu
Naszych
pragnień...
Kanikuła
Jest
lato
Z
gorączką uczuć
Słoneczna
eksplozja
Ukrywanych
myśli
Zaborcza
kanikuła
A
serce me woła
Chcę
jeszcze
Do
drugiego się
Serca
przytulić
Rozkołysać
się
Jak
drzewo na wietrze
Posłuchać
jak mówi
Jeszcze,
jeszcze....
Pęknięta
szklanka
Nasze
życie jak
Pęknięta
szklanka
Nie
zapełni się
Nektarem
życia
Nie
da się złożyć
Okruchów
szkła
Które
ranią
Zresztą
los
Układa
nam karty
Nie
wróci już ten czas
Nie
znajdziemy tego miejsca
Tego
miejsca
Już
nie ma...
Nasz
los
Niezwykłość
dnia
Niuanse
każdej chwili
Nasz
chleb powszedni
Los
co kwili
Opadający
liść
Ostatni
akord
Rapsodii
pianisty
Gdy
wybrzmiał
Z
rana
Odchodzący
W
mrok człowiek
Ta
myśl
Dręcząca
Ciągle
taka
Sama....
ADRIANA WITKOWSKA
Babę zesłał Bóg...
Z koncertu z okazji 25 – lecia
kabaretu ,,Monte Verde” wróciłam zauroczona i napisałam wiersz
pt. ,,Wyśpiewać swe życie”. W ten zimny lutowy wieczór nasze
serca roziskrzyły bowiem piosenki. Wszystkie one śpiewały nam o
naszym życiu....Przy okazji wielu rocznic i koncertów, wykonawcy
udowodnili , że ich obecność na scenie jest nam słuchaczom UTW
wielce potrzebna. W swych coraz to innych programach, rozbawiali nas
ciętym dowcipem i piosenką. Tym razem program nosił tytuł ,,Co
nam w duszy gra”. Mnie szczególnie zagrało, jeśli zaraz
napisałam wiersz..
Wspominać będziemy ciepły głos
Bożenki Rudkiewicz, jej oraz poszczególnych słuchaczy , pełne
dowcipu role, skecze oraz piosenki...
Jednak ja napiszę i dedykuję ten
mój komentarz kobiecie ,,orkiestrze”, Mirosławie Branickiej-
Polarczyk. Przy wielu występach ,,Śpiewnika Uniwersyteckiego”,
widzieliśmy Mirkę na scenie, sprawnie dyrygującą grupą oddanych
piosence słuchaczy. Tym razem obserwowałam ją dokładnie i doszłam
do wniosku, że pracę jaką wykonała w przygotowanie zespołu, to
właśnie jej ogromny sukces. Umiejętnie w sposób tylko wykonawcom
wiadomy, za pomocą umówionych znaków, kierowała machiną jaką
był ten występ. Poruszała się lekko i zwiewnie , jakby to
dyrygowanie nie sprawiało jej żadnego wysiłku. Była raz na
scenie, raz poza nią, śpiewała i do tego jeszcze akompaniowała
wszystkim wykonawcom. Ubrana w zwiewną czerwoną sukienkę niczym
obłok, była centrum zainteresowania wielbicieli jej talentu. Jak
wielkim nakładem pracy osiągnęła ten sukces , można się tylko
domyśleć... Jeśli chciałabym określić te moje odczucia z
występu Mirosławy, to wielkie oczarowanie jej osobowością,
umiejętnościami, pracowitością oraz pięknością duszy...
Bo naprawdę babę zesłał Bóg -
bo cóż innego stworzyć mógł ?
Ps. Koncert ten odbył się w
gościnnych progach Teatru Lubuskiego w Zielonej Górze 4 lutego 2019
roku- reżyseria Elżbieta Donimirska, scenariusz- Bożena
Rudkiewicz, opracowanie muzyczne – Mirosława Branicka –
Polarczyk .
Adriana Witkowska
Nieplanowane
z życia wzięte niespodzianki
czyli
zerwane ścięgno Achillesa!....
Niespodzianka
miała być, a jakże-miała przyjechać córka z Anglii i
przyjechała-okazuje się z pomocą! Zaplanowałyśmy wyjazd do
rodziny do Turku na święta i był, ale z ,,małymi” przeszkodami.
Wszystko to się udało, ale ile sił kosztowało-to zaplanowane i n i
e z a p l a n o w a n e lepiej nie mówić. Pragnę dodać kilka
refleksji do tematu dotyczącego –co życie nam czasem ofiarowuje,
bez względu na nasze zamiary. Choć nie jestem z wami ,,fizycznie”,
ale nie chcąc ,,wypaść” z toku zajęć, a temat jest wielce
interesujący, zabieram głos. Ciekawy temat, bo przecież każdy z
nas chce ,,urządzić” swoje życie jak mieszkanko, na swój tylko
sposób, by poczuć się w nim komfortowo. Przyszłość jawi się
nam jak wielka niewiadoma i tak do końca nie wiemy czym nas może
zaskoczyć. Przeważnie zaskakuje, gdy się tego nie spodziewamy, lub
właśnie zaplanujemy. Właśnie wtedy dzieją się jakieś nierealne
nieplanowane zjawiska. Mam tę świadomość dziś bardzo znaczącą,
leżąc z nogą uniesioną wysoko w górę (bo tak zaleca medycyna).
Tak wypaść z orbity swoich możliwości ruchowych i poruszać się
jak manekin, którego ludzie ubierają i rozbierają ...Ale, ale, ja
ze swoim poczuciem optymizmu- walczę-chwytam za kule i już chodzę,
mimo chwilowego zniewolenia i strachu. Mam plan- c h o d z i ć i
inaczej jak kiedyś spostrzegać swoje możliwości ruchowe. Jednak
nie rezygnuję z wyjazdu na święta, daję się wepchnąć do
samochodu i leżąc na dwóch tylnych siedzeniach z nogami na klatce
z kotkiem z uniesionymi nogami, jadę na święta, by tam zrelaksować
swoje nadszarpnięte nerwy. Ta niespodziewana historia, uczy mnie i
tym podobne szybkie osoby o ,,określonym” wieku- nie spieszyć się
i jeszcze do tego czytać horoskopy, bo gdybym przeczytała
ubiegłoroczny horoskop, to dowiedziałabym się, że w grudniu nie
leć do telefonu , bo możesz już nie wstać na własne nogi.
Zaglądnęłam więc do horoskopu na 2017 rok i dowiedziałam się,
że moja przyszłość jest podporządkowana księżycowi, że cenię
sobie spokój (o tak!) że będę idealizować świat (o nie!), że
dzięki przyjaciołom wzbogacę się duchowo i że mam uważać na
mój słaby punkt –stawy. Dalej, że każdej planecie patronuje
kwiat, a moim kwiatem jest piwonia. To się dziwnie zgadza, bo u
koleżanki Ani w ogródku zawłaszczyłam sobie prawo do ich
pielęgnacji i kocham je tak jak Was...z pozdrowieniami
Adriana Witkowska
Taki
zwyczajny dzień
Taki
dzień, o którym nic jeszcze nie wiesz jaki będzie... Może przecież
doprowadzić cię do ekstazy, a może sponiewierać, lub dużo
nauczyć. To był na sto procent właśnie taki dzień, a w dodatku
pełen słońca. Gdy coś zaczynało się gmatwać, pogoda to
naprawiała. Rankiem ,,poleciałam’’ do banku, by z bólem w sercu
wpłacić na konto wspólnoty dużą zaległą sumę i z pustym
portfelem wracałam przygnębiona do domu. Skwitowałam to
krótko-,,oni tak potrafią” –na obronę własnej głupoty. W
domu czekała wiadomość od Ewy-wysłałam ci artykuł o tobie.
Niestety był w programie, który się nie otworzył. Pomyślałam,
co też ta Ewa mogła o mnie napisać- tyle ,,wszystkiego” się
przecież w życiu działo! Jakie tajemnice o mnie chce wyjawić... Wiem
, że w pocie czoła go pisała. Nawet ścigała mnie telefonem, gdy
byłam na cmentarzu z pytaniem- ,,Ada, a w którym roku byłaś na
Festiwalu w Warszawie, to ty już jesteś taka stara?” Tak, tak,
Ewuniu, taka stara-odpowiadam. Pomyślałam, biedna pisze nawet w
niedzielę, bez odpoczynku... niech już napisze wreszcie, bo wpadnie
prze zemnie w nerwy. Za chwilę, wychodzę z domu na uroczystość z
okazji 71 rocznicy Powrotu Zielonej Góry do Macierzy. Co roku
młodzież naszego grodu, składa hołd, przed Ratuszem pionierom
miasta. Może to aktywne życie i praca dla pokolenia, tak owocuje
naszą pionierów żywotnością. Wracam usatysfakcjonowana do domu,
a tu wiadomość od Barbary Konarskiej, ,,dobre opowiadanie”,
napisałaś...znowu radość z tego faktu. Za chwilę uświadamiam
sobie, że dziś właśnie jest moja wizyta u lekarza, na którą
czekałam 5 miesięcy tzw rezonans magnetyczny. Czytam więc, że
jeszcze przed badaniem należy zrobić badanie. Lecę więc na łeb i
szyję, do ambulatorium, a tam kolejka jak się patrzy...co zrobić?
–zostaje już tylko dwie godziny do badania... a chłop,,żywemu nie
przepuści”, więc czekam... W efekcie po godzinie mam wszystko i z
wynikiem jadę taksówką do lekarza. Jest nas w poczekalni tylko 6
osób, ale na każdą osobę lekarz przeznacza pół godziny. Szybko
obliczam trzy godziny czekania... Trochę jeszcze się to przedłużyło,
ale jest nadzieja. Ludzie wychodzą po rezonansie z tajemniczymi
twarzami, jakaś kobieta spłakana z wenflonem w ręce...co to będzie
ze mną się działo - myślę... Zapowiada się fajny wieczór z
maszyną... Wreszcie proszą, bardzo uprzejmie, przebierają w zielony
szlafroczek i tak przystrojoną wsuwają do tunelu. Słyszę jeszcze
głos-proszę zamknąć oczy a za chwilę otworzyć-ale już nie
otwieram nie chcę nic widzieć. ..Nagle zaczynają się różne
hałasy, jakby samochód przejechał mi po głowie, za chwilę start
samolotu i jeszcze strzelanie...czuję jednak że żyję, więc jednak
nie zabili? Z uśmiechem na ustach wyjeżdżam z tunelu jak zwycięzca
na rydwanie, a lekarz dopytuje-no widzi pani, nic się nie stało, a
wynik pocztą do domu. Wyskakuję z tego pojazdu i lecę do domu, by
kontemplować ciszę w domu i atrakcyjność tego niezwykłego dnia.
Szczegółowy wniosek z tego dnia to-czytaj uważnie urzędowe pisma!
Adriana Witkowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz